Chopin, Mozart i Brahms
Treść
- Chodzą mi oczywiście po głowie różne pomysły m.in. by orkiestrę filharmonii wyprowadzać czasem poza jej budynek. Może na rzeszowskie Stare Miasto, przed pałacyk Lubomirskich, albo na dziedziniec zamku?
Może w urocze plenery Przemyśla, Jarosławia, Iwonicza - Zdroju? Skoro filharmonicy berlińscy, którzy maja wspaniały gmach, genialną orkiestrę, fantastyczny repertuar i stałą publiczność z całego świata, wychodzą na przeciw innej publiczności w plener i tam dla niej grają, to dlaczego w Rzeszowie nie należałoby tego robić?! Warto spróbować.
- A co zrobić by więcej młodych ludzi przychodziło do filharmonii?
- Wiem z poprzednich moich wizyt w Rzeszowie jak wspaniałą, młodą publiczność ma filharmonia. Oni naprawdę umieją cudownie słuchać! Ale często pewnie jest tak, że przychodzą, wychodzą, odnotowano ile było osób i na tym się sprawa kończy.
Myślę, więc o stworzeniu klubu młodych melomanów, z prezesem i zarządem, z osobą, która tym klubem będzie się opiekowała. Chodzi o to, by poza słuchaniem koncertów, dyskutowali o muzyce, spotykali się z artystami, wymieniali między sobą nagrania itp.
Trzeba ostrożnie, z umiarem, ale i z uporem stworzyć nieco kontrolowany, lecz zauważalny snobizm na uczęszczanie do filharmonii. Spróbujmy zachęcić młodych, którzy mają jeszcze wątpliwości, że tu, do nas przychodzić warto, aby zaprzyjaźnić się z Chopinem, Mozartem i Brahmsem.
- W nowym sezonie będzie mniej, czy więcej koncertów?
- W stosunku do ubiegłego sezonu będzie ich o 15 więcej, zwłaszcza właśnie dla młodych odbiorców i to mnie najbardziej cieszy!
Chcę, by repertuar był szeroki, od wczesnego klasycyzmu, czyli głównie Joseph Haydn, Wolfgang Amadeus Mozart, Ludwig Beethoven, z uwzględnieniem muzyki romantycznej i postromantycznej - Richard Strauss, Gustaw Mahler, Anton Bruckner i muzyki polskiej - szczególnie Witold Lutosławski, którego uważam za jednego z największych kompozytorów w historii muzyki.
- Wybitnych kompozytorów jest jeszcze wielu innych, zapewne też będzie pan sięgał i po ich dzieła?
- Oczywiście, chociaż dla mnie ważne jest również doprowadzenie do sytuacji, w której melomani przychodzą na koncert nie tylko ze względu na nazwisko kompozytora, solisty lub dyrygenta.
Przychodzą, bo doskonale wiedzą, że w filharmonii zawsze usłyszą interesująca muzykę świetnie wykonaną, nawet jeśli nazwiska twórców lub wykonawców niewiele im mówią. Wiedzą, że dzieje się to w miejscu gdzie poniżej pewnego poziomu się nie schodzi.
- A Muzyczny Festiwal w Łańcucie, czy jego formuła będzie zachowana?
- Ten festiwal, to jest perełka wśród festiwali. Ze względu i na miejsce - jedno z najpiękniejszych w Europie, i na wykonawstwo - przyjeżdżają tu przecież wielkie gwiazdy. Melomani odświętnie ubrani słuchają koncertów w cudownej atmosferze zatrzymanego czasu. Epoki Mozarta Chopina, Brahmsa... To niebywałe zjawisko trzeba utrzymać.
- Urodził się pan, kształcił i rozwijał we Wrocławiu, gdzie 20 lat był pan szefem filharmonii. Łatwo było się rozstać?
- Ja się z Wrocławiem nie rozstałem. Mieszkam tam i nadal jestem profesorem w Akademii Muzycznej. Traktuje to miasto z sentymentem. Tym większym, że poznałem w nim swego czasu uroczą legniczankę, która zgodziła się zostać później moją żoną. Razem chodziliśmy do tego samego liceum muzycznego.
Zdarzyło się, że po lekcjach wracaliśmy tym samym tramwajem. Jeździły wtedy bardzo wolno j i tak jadąc i jadąc przez całą godzinę mogliśmy się trzymać za ręce. Jestem ogromnie wdzięczny MPK we Wrocławiu za tę tak powolną jazdę.
- Czy "obraził” się pan na Wrocław, skoro przeniósł się najpierw do Łodzi, a teraz do Rzeszowa?
- Jestem dyrygentem - i odpukać, nie narzekam na brak propozycji. Ponieważ to moje dyrygowanie sprawiało, że coraz rzadziej bywałem we Wrocławiu, sam zrezygnowałem z funkcji najpierw dyrektora naczelnego, potem dyrektora artystycznego Filharmonii Wrocławskiej.
W tej sytuacji poproszono mnie abym szefował artystyczne Filharmonii Łódzkiej, w której nie tak dawno zastąpił mnie Tadeusz Wojciechowski, więc ja mogłem już znaleźć czas dla Rzeszowa. Dawniej czas płynął wolniej, i mniej było sytuacji, w których codzienna obecność dyrektora za biurkiem i przy telefonie w tak ważnej instytucji, jaką jest każda filharmonia byłaby koniecznością.
Rozmawiał Andrzej Piątek
"Nowiny" 2006-09-26
Autor: wa