Drugi Katyń
Treść
Jak zebrać myśli tłoczące się w głowie i ubrać je w słowa, nazwać to,  co spotkało mój Naród, ale i mnie samą? Wydaje się to niemożliwe. Tak  wielu "moich" zginęło w bliskości Lasu Katyńskiego - ministrowie,  historycy, działacze katyńscy... W pamięci pozostały strzępy wspomnień o  ważnych spotkaniach, naradach strategicznych... Minister Aleksander  Szczygło czy minister Zbigniew Wassermann... Strzępy wspomnień  katyńskich... i Stefan Melak, Bożena Łojek, Andrzej Przewoźnik... Ileż  było dramatycznych chwil, waśni, rozpaczy, starań na rzecz sprawy  katyńskiej, pragnienia dopełnienia śledztwa czy choćby symbolicznej  sprawiedliwości.
Prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka  Maria Kaczyńska. W materiałach wszystkich polskich telewizji - piękni,  pełni uroku, bliscy sobie, kamery rejestrowały tę ich więź serdeczną, tę  bliskość dobrych małżonków! Do tego komentarze, że oto mieliśmy  wybitnego męża stanu, patriotę, uczciwego polityka, orędownika polskich  spraw... I cisną się pytania: Gdzie leżały do tej pory te piękne  materiały telewizyjne, filmowe?! Gdzie przez prawie 5 lat prezydentury  ukrywano je przed nami, przed polskimi widzami, obywatelami?! Dlaczego  malowano inny wizerunek prezydenta w propagandzie kierowanej zjadliwie  przeciwko niemu?! Dlaczego teraz nagle odnalazły się te wyjątkowe kadry,  te mądre słowa? O, jak należy Bogu dziękować, że się zachowały, że się  odnalazły i że dziennikarze nie wahają się malować tych postaci tak, jak  tego były godne przez wszystkie te lata wielkiej polityki... 
Tak,  para prezydencka zawojowałaby serca Polaków, ludzi o wrażliwych  polskich, ojczyźnianych sercach. Pozostaną pomniki....
Czy umiemy  wyciągnąć wnioski? Obserwować wydarzenia tak, by z nich wyciągnąć  głęboką naukę? To powinność katolika. 
Minister Władysław  Stasiak. Człowiek wielkiej kultury, uczciwości, otwarty na tzw. zwykłych  ludzi, na ich problemy. Miałam zaszczyt kontaktować się z ministrem  Władysławem Stasiakiem, najczęściej w sprawach bezpieczeństwa,  realizacji filmów patriotycznych czy Katynia. Ale tu mogę po raz  pierwszy przywołać bardzo osobiste wspomnienie. Kiedy ksiądz prałat  Zdzisław Peszkowski leżał w szpitalu po operacji, już odchodził, wówczas  wszedł na ekrany film "Katyń" Andrzeja Wajdy. Ksiądz prosił o  jakąkolwiek możliwość rozmowy z prezydentem, chciał mu przekazać jakąś  bardzo ważną sprawę. Nie wiedzieliśmy, jak możemy spełnić to jego  pragnienie. Jako dziennikarka dysponowałam oficjalnym telefonem ministra  Stasiaka, ale czy on zechce choć wysłuchać? Zaryzykowałam, było późno,  może po godzinie 21.00, zadzwoniłam i powiedziałam: "Panie ministrze,  właśnie wyszłam ze szpitala od księdza prałata, od kapelana  pomordowanych na Wschodzie, odchodzi... każda chwila już darowana....  Ksiądz ma jedno marzenie, by mógł powierzyć ważną sprawę panu  prezydentowi... Czy jest taka możliwość?". Minister Stasiak  odpowiedział: "Pojechałbym do szpitala zaraz, ale jestem w Szczecinie,  mogę być najwcześniej rano, czy zdążę?". I był. Na OIOM w szpitalu  wniesiono wielki kosz kwiatów, mocno opakowany w celofan, by bakterie  się nie wydostały. Minister stał przy łóżku księdza, słuchał, trzymał za  rękę. Spełnił życzenie kapelana. Życzenie starego już i schorowanego  księdza było dla niego tak samo ważne, jak inne sprawy wagi państwowej.
Prezydent  Ryszard Kaczorowski. W połowie lat 90. nagrywałam z prezydentem  Kaczorowskim długi wywiad w jego domu w Londynie, a raczej w skromnym  domku. Mieścił się tam malutki pokoik przygotowany na wzór łowicki (!),  specjalnie na wypadek odwiedzin ks. prałata Peszkowskiego, gdyby  niespodziewanie przyleciał z USA. Moja ekipa filmowa była mocno  onieśmielona. Nagraliśmy w wielkim skupieniu cały życiorys pana  prezydenta. Po zdjęciach ktoś wygadał się, że tego dnia mam urodziny.  Pan prezydent osobiście nakrył stół, przygotował herbatę oraz wygłosił  mowę, urodzinowe przemówienie dla dziennikarki z Polski. To takie  proste, zwyczajne, wydawałoby się, wspomnienie. Był dobrym, ciepłym  starszym panem, serdecznym wobec każdego z nas. I wciąż głównym tematem  jego rozmów, jak i całego życia, była Polska, los Ojczyzny, niepokój o  proces jej odradzania się po totalitaryzmie komunistycznym. 
Teresa  Walewska-Przyjałkowska. Ostatnie 8 lat życia poświęciła posługiwaniu  przy ks. prałacie Zdzisławie Peszkowskim. Nie opuszczała go na krok  zarówno w chorobie, jak i w codziennych kłopotach. To ona podjęła  starania w sprawie kandydatury księdza do Nagrody Nobla. To ona  wyszukała siedzibę dla Fundacji "Golgota Wschodu" po śmierci ks. prałata  Peszkowskiego. To ona pielgrzymowała z obrazem Matki Bożej Katyńskiej  od szkoły do szkoły, po Polsce... Wreszcie poleciała do Katynia, z  prezydentem, by ten właśnie obraz stanął przy ołtarzu, tak jak stałby  rotmistrz ułan, kapelan pomordowanych na Wschodzie, ten cudem ocalony  więzień Kozielska... Fundacja zostaje z wielkimi problemami  organizacyjnymi, finansowymi, zabiegać będziemy o każde wsparcie,  patronat. Może to właśnie ta fundacja, założona przez ks. prałata  Peszkowskiego, świadka Katynia, powinna stać się jakimś rodzajem  symbolicznego zmagania o prawdę katyńską, tę z II wojny światowej i tę z  10 kwietnia bieżącego roku?
Janusz Kurtyka. Doktor nauk  humanistycznych, historyk, prezes Instytutu Pamięci Narodowej. Cztery  lata temu zadzwonił do mnie. Pomyślałam, jakiż to wielki splendor! Młody  historyk, pasjonat walki na rzecz prawdy o najnowszej historii Polski,  dzwonił, zapraszając mnie do współpracy. Potrzebny był w IPN filmowiec  do nagrywania relacji świadków historii polskiej - kombatantów, byłych  więźniów obozów koncentracyjnych czy łagrów sybirackich, kazamatów  stalinowskich. Nagrywanie relacji rozpoczęłam od 9-godzinnej sesji z  ciężko chorym ks. abp. Kazimierzem Majdańskim. Potem było 13 godzin  nagrań z ks. prałatem Peszkowskim. Potem setki innych nagrań z tymi,  którzy wycierpieli tak wiele za to, że byli Polakami. 
Prezes Kurtyka  cenił i szanował tych ludzi, umiał docenić ich cierpienia, często  rozpaczliwe położenie tak w PRL, jak i w późniejszym okresie, gdy  przyszło im utrzymywać się z najniższych emerytur czy rent. Notacje - to  miało być, jak mi powiedział: "zamiast pomników i medali, których nie  jesteśmy w stanie dać im wszystkim, a każdy z nich zasługuje na o wiele  więcej niż tylko pomniki". Marzył o rozbudowaniu archiwum notacyjnego, o  poprawieniu poziomu środków technicznych do rejestracji, czyli  filmowania świadków historii, i do archiwizowania. Marzył, o tym  rozmawialiśmy parokrotnie, ale coraz gorzej było z finansami, z  możliwościami wewnątrz IPN... 
Ostatnie dzieło, na którym tak bardzo  zależało dr. Kurtyce, to "Księga katyńska", specjalne wydanie Biuletynu  IPN. Spieszył się, bo tak bardzo chciał, by te wydania ukazały się na  kilka dni przed prezydencką pielgrzymką do Katynia.
Ksiądz Józef  Joniec. Propagator sadzenia dębów przy każdej polskiej szkole, by  upamiętniały pomordowanych oficerów. Miały pomagać uczniom w pogłębianiu  wiedzy o Katyniu, by pielęgnując dęby, pielęgnowali pamięć narodową.  Ksiądz Joniec złożył mi kiedyś wizytę w moim małym pokoju w TVP.  Przyniósł wodę święconą, pomodliliśmy się, by TVP zechciała  rozpropagować ideę sadzenia dębów przed polskimi szkołami. Staraliśmy  się o to, bardzo. Jednak, do dziś, bez skutku. Powiedział na koniec  wizyty: "Nie spieszmy się. Kiedyś ktoś taki się znajdzie, kto zrozumie,  jak ważna jest prawda o Katyniu, byśmy wszyscy poczuli się w pełni  ukształtowanymi Polakami, godnymi także własnej, narodowej publicznej  telewizji".
I takie przesłanie po ks. Jońcu, pijarze, pozostanie jak  echo w korytarzach przy ul. Woronicza 17. Czy już tylko jako echo? 
Tragedię  tamtych dni jak klamra spina wspomnienie ks. prałata Peszkowskiego,  który często mi powtarzał: "Pamiętaj, mój adiutancie wierny, że Katyń,  że Las Katyński jeszcze nie powiedział światu całej prawdy! Ale kiedyś  to Katyń obudzi ten świat! Prawda katyńska otworzy oczy świata na tę  przewrotność, na całe zło bolszewii!". Nadszedł ten czas, czas pełnej  prawdy o Lesie Katyńskim.
Anna Teresa Pietraszek
Nasz  Dziennik 13 kwietnia  2010
Autor: jc