Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dużo słów - mało konkretów

Treść

Tak chyba najprościej można podsumować wczorajsze spotkanie w Rzeszowie. Mimo wcześniejszych zapowiedzi nie pojawił się ani prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Jerzy Miller, ani minister zdrowia Zbigniew Religa. Byli natomiast - prawie w komplecie podkarpaccy parlamentarzyści, przedstawiciele placówek medycznych i oczywiście reprezentanci protestujących medyków. Konkretów praktycznie nie było, poza jednym, wiemy już, że strajk lekarzy będzie kontynuowany, a wkrótce protest rozpocząć chcą... także pielęgniarki i położne.

Jak podkreślano w czasie wczorajszego spotkania, podkarpackie szpitale są jednymi z najmniej zadłużonych w kraju. Teraz, za gospodarność są "karane" - placówki z ogromnymi zaległościami są oddłużane, okazuje się wiec, że przysłowiowe zaciskanie pasa było niepotrzebne.

Szpitalne problemy

Jak przypomniał starosta łańcucki Adam Krzysztoń, obecnie największym problemem szpitali - dla których organem prowadzącym jest starostwo - jest brak pieniędzy na remonty, inwestycje, zakup sprzętu, doposażenie. Ich budżet został mocno nadszarpnięty przez słynną ustawę "203", która dawała pielęgniarkom podwyżki.

Przypomniano także, że niekorzystny dla Podkarpacia jest tzw. współczynnik migracji. A on właśnie ma decydujący wpływ na wysokość środków finansowych przekazywanych dla oddziałów wojewódzkich NFZ. - Taka alokacja środków publicznych na finansowanie świadczeń opieki zdrowotnej nie ma nic wspólnego z zasadą "pieniądz podąża za pacjentem", preferuje bowiem najsilniejsze oddziały wojewódzkie Narodowego Funduszu Zdrowia. Efekt jest taki, że tym którzy mają mało - pieniądze są odbierane i przekazywane tym, którzy mają ich dużo - podkreśla dyrektor szpitala w Leżajsku Marian Furmanek.

Jak alarmował Bernard Waśko, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Rzeszowie, ogromne dysproporcje w zarobkach lekarzy sprawiają, że specjaliści przechodzą ze szpitali tam, gdzie lepiej zarobią - jako jednostki Podstawowej Opieki Zdrowotnej, jako specjaliści w lecznictwie otwartym. W efekcie z roku na rok pogłębiają się jedynie dysproporcje. - Sposób rozwiązania tego problemu, tak jak miało to miejsce w przypadku lekarzy Porozumienia Zielonogórskiego, jest zły. Mamy kilka miesięcy, rozmawiajmy z lekarzami, pacjentami. Wypracujmy wspólnie najlepszy system i wprowadźmy go od 1 stycznia 2007 roku - apelował dyrektor Waśko.

Było źle od dawna

Doktor Zdzisław Szramik, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy na Podkarpaciu, który jest głównym organizatorem protestu, przypomniał, że od lat sygnalizowano złą sytuację w podkarpackich szpitalach. Sprawa zaogniła się zaś w ubiegłym roku, kiedy to lekarze stanowczo mówili o podwyżkach. Argumentowano, że Polska ma najniższą stawkę w Unii Europejskiej na nakłady zdrowotne - 3,87 PKB. W jesieni wystosowano w tej sprawie listy do dyrekcji szpitali i ZOZ-ów. Lekarze żądali 30-procentowej podwyżki wynagrodzeń. Pieniędzy tych nie wynegocjowano i 16 stycznia lekarze w 13 podkarpackich szpitalach weszli w spór zbiorowy z dyrekcjami. Ich zdaniem system zdrowia opiera się na wyzysku pracowników.

Domagający się 30-procentowej podwyżki lekarze przeprowadzili już dwie akcje protestacyjne - jednodniową w lutym i dwudniową w marcu. Natomiast od minionej środy trwa już protest ciągły. Do piątku lekarze nie wypełniali kart statystycznych, co było problemem właściwie tylko dla dyrekcji placówek. Narodowy Fundusz Zdrowia wymaga bowiem w dokumentacji np. kodów rozpoznań choroby, których lekarze nie wpisują. Istnieją obawy, czy NFZ będzie mógł wypłacić pieniądze za wykonane świadczenia, ale nieudokumentowane zgodnie z procedurami.

Od piątku protest uderzył już w pacjentów - lekarze, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, poza aktami zgonów nie wydają żadnych zaświadczeń na właściwych im formularzach. Zwolnienia były więc wypisywane na zwykłych kartkach z zeszytu. Takich zwolnień mogą nie honorować pracodawcy, bo od nich z kolei nie przyjmie ich Zakład Ubezpieczeń Społecznych, jemu zaś nie pozwala na to ustawa. ZUS już skierował do Ministerstwa Pracy i Ubezpieczeń Społecznych zapytanie o wytyczne w zaistniałej sytuacji. Od wczoraj aż do odwołania w protestujących placówkach lekarze pracują na zasadzie ostrego dyżuru - przyjmowani są tylko pacjenci z zagrożeniem zdrowia. Planowe zabiegi i operacje zostały odwołane.

A pieniędzy nie ma...

Czy chodzi o więcej pieniędzy czy o zmiany systemowe - pytał retorycznie wiceminister Plecha. Dziś, aby zmienić sytuację szpitali, trzeba ustawy sejmowej o zmianie wysokości składki zdrowotnej, a także dotacji lub subwencji ogólnej, co z kolei wiązałoby się z nowelizacją budżetu. Rząd jej jednak nie planuje...

- Bez podniesienia nakładów publicznych nic nie zrobimy. Jeśli cokolwiek restrukturyzujemy, musimy mieć na ten cel budżet - przekonywał wiceminister Bolesław Piecha.

- Pan wyjedzie do Warszawy, a ja tu zostaję. Dowiedziałem się, że albo będą pieniądze, albo lekarze odejdą od łóżek. Co mamy zrobić? - nie krył irytacji marszałek Leszek Deptuła.

Odpowiedzi jednak konkretnej nie było. Była natomiast deklaracja Haliny Kalandyk, przewodniczącej Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych na Podkarpaciu. - W pełni popieramy protest lekarzy. Jednak nie pozwolimy, aby tylko jedna grupa zawodowa dostała podwyżkę. Pielęgniarki i położne zarabiają grosze - dla przykładu pielęgniarka z 30-letnim stażem pracy ma na rękę 917 złotych... i na utrzymaniu trójkę dzieci. Tak być nie może. Już przygotowujemy się do protestu. Pieniądze muszą się znaleźć - mówiła stanowczo. Dziś organizowane jest zebranie ZZPiP, na którym zadecydują o wejściu w spór zbiorowy z pracodawcami.

Strajk objął trzy rzeszowskie szpitale - Wojewódzki Szpital Specjalistyczny, Wojewódzki Szpital nr 2, Specjalistyczny Zespół Gruźlicy i Chorób Płuc, a także Zakłady Opieki Zdrowotnej w Mielcu, Lesku, Krośnie i Tarnobrzegu. Wczorajsze spotkanie, które miało na celu załagodzenie protestu i znalezienie sposobu na jego rozwiązanie okazało się jedynie popisem oratorskim niektórych osób. Konkretów nie było. Tymczasem, zgodnie z zapowiedziami, protest może przyjąć jeszcze ostrzejsze formy. Może też objąć kolejne placówki...

EWA FUDALA

Fot. Ewa Fudala

żródło: "Dziennik Polski" 2006-04-04

Autor: mj