Energetycy liczą szkody
Treść
Rzeszowski zakład energetyczny będzie domagał się od Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjnego w Stalowej Woli zwrotu kosztów za zniszczenia, do jakich miało dojść podczas ostatniej manifestacji w Rzeszowie. Wstępnie zniszczenia oszacowano na 60 tys. zł, ale suma ta może wzrosnąć.
Demonstracja 4 tys. hutników i pracowników zakładów ze Stalowej Woli odbyła się w Rzeszowie 5 lutego. Protestowali oni przeciwko 40-procentowej podwyżce cen energii elektrycznej. W ten sposób chcieli wyrazić swój protest przeciwko bezczynności rządu, który nie robi nic, by złagodzić skutki pogłębiającego się w Polsce kryzysu, oraz przeciwko zwolnieniom, które - jak wynika z wyliczeń związkowców - tylko w Stalowej Woli obejmą co najmniej kilka tysięcy osób.
Obok manifestacji pod Urzędem Wojewódzkim w Rzeszowie hutnicy demonstrowali przed rzeszowskim zakładem energetycznym. W kierunku biura zarządu spółki poszybowały petardy, a na dziedzińcu płonęły opony. Jak podkreśla Łukasz Boczar z biura zarządu Polskiej Grupy Energetycznej Dystrybucja Rzeszów, na skutek działań manifestujących zniszczeniu uległo ogrodzenie budynku, nowa elewacja, ponadto powybijane zostały szyby w drzwiach. Straty wstępnie oszacowano na 60 tys. zł, ale mogą one wzrosnąć nawet do 100 tys. złotych. Zarząd spółki złożył zawiadomienie na policję i zapowiada, że będzie domagał się rekompensaty od organizatora protestu. Tymczasem w opinii Henryka Szostaka, przewodniczącego Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjnego, manifestacja przebiegała spokojnie, czego dowodem jest brak interwencji policji. Jeżeli zakład energetyczny będzie domagał się rekompensaty za poniesione straty, to związkowcy przedstawią wyliczenia, jakie na skutek podwyżek cen energii poniosły poszczególne spółki w mieście. Na najbliższy poniedziałek zaplanowano posiedzenie Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego z udziałem wszystkich stron. - Spodziewamy się od rządzących konkretnych propozycji w kwestii obniżenia cen energii, programów osłonowych dla zakładów w trudnej sytuacji i zwalnianych pracowników. Zapewniam, że nie damy się zwieść byle czym - mówi Henryk Szostak.
MaK
"Nasz Dziennik" 2009-02-18
Autor: wa