Kolejne oblicze protestu
Treść
Opadły już nieco emocje związane z ultimatum, jakie zrzeszeni w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy na Podkarpaciu postawili swoim dyrekcjom. Wszystko jednak wskazuje na to, że było ono tylko preludium. Lekarze, pracujący w dwóch rzeszowskich szpitalach wojewódzkich, nie zgadzają się na pełnienie dyżurów w obecnej formie. Pisma w tej sprawie skierowali do zwierzchników. Zastrzeżenia zgłosili lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego oraz ze Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie. Przekonują oni, że prowadzenie dyżurów na dotychczasowych zasadach nie jest dla nich korzystne, a co więcej - jest niezgodne z prawem. Jak wyjaśniają, dyżury te nie są wliczane do czasu pracy, nie są też właściwie wynagradzane. Jeden z postulatów dotyczy więc innej formy kontraktowania oraz wyższej wyceny dyżurów. - Od wielu lat byliśmy wykorzystywani przez system. Teraz chcemy to zmienić. Byliśmy traktowani, jak tania siła robocza. Tak nie może być! - twierdzi Zdzisław Szramik, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy na Podkarpaciu. Jak podkreślają medycy, obecna forma pełnienia dyżurów jest niezgodna z dyrektywami unijnymi oraz z kodeksem pracy. Do dyrekcji trafiły już pisma, w których lekarze domagają się zmiany obecnej formy dyżurowania. Rozmowy w tej sprawie zostały już podjęte, ale - zdaniem dyrekcji szpitali - zmiana nie leży w ich gestii. To jedynie państwo ma uprawnienia pozwalające na dostosowanie form pracy do norm unijnych. Wszystko wskazuje na to, że grozi nam powtórka z ubiegłego roku. Wtedy lekarz na Podkarpaciu, a za nimi medycy w całej Polsce, stanowczo zażądali przede wszystkim podwyżek pensji. Argumentowano, że Polska ma najniższą stawkę w Unii Europejskiej na nakłady zdrowotne - 3,87 PKB. Wystosowano w tej sprawie listy do dyrekcji szpitali i ZOZ-ów z żądaniem 30-procentowej podwyżki wynagrodzeń. Już w pierwszych dniach stycznia lekarze z 13 podkarpackich szpitali weszli w spór zbiorowy z dyrekcjami. Protesty trwały ponad pół roku. Najpierw przeprowadzono jednodniową akcję protestacyjną, kilka tygodni później już dwudniową. Lekarze nie przyszli do pracy, biorąc tzw. urlopy na życzenie. Następnie nie wypełniali kart statystycznych, co było problemem zwłaszcza dla dyrekcji placówek, NFZ wymaga bowiem w dokumentacji m.in. kodów rozpoznań choroby, których lekarze nie wpisują. Kolejny krok strajkujących uderzył już w pacjentów - lekarze poza aktami zgonów nie wydawali żadnych zaświadczeń na odpowiednich formularzach. Nawet zwolnienia były wypisywane na zwykłych kartkach z zeszytu. Podwyżkę w końcu otrzymali, ale ich zdaniem były to jedynie działania doraźne. W styczniu postulaty zostały więc dokładnie sprecyzowane. Lekarze stażyści powinni otrzymywać 1,34 średniej krajowej, lekarze bez specjalizacji rezydenci 2-krotność średniej, ci z I stopniem specjalizacji 2,5-krotność, a specjaliści 3-krotność. - Ponadto lekarze powinni mieć dodatkowo 14-dniowy płatny urlop przeznaczony na doskonalenie zawodowe. Są sympozja, zjazdy, szkolenia, warto w nich uczestniczyć, a nie zawsze jest to możliwe - wyjaśnia doktor Zdzisław Szramik. Dyrektorzy placówek mieli dwa tygodnie na ustosunkowanie się do tych żądań, ale odpowiedź była do przewidzenia - takich pieniędzy nie ma, więc żaden z dyrektorów nie da tak wysokich podwyżek. Lekarze wstępnie zaplanowali na 7 maja ogólnopolski protest. Ma on objąć 400-500 szpitali. Pisma w sprawie dyżurów skierowali na razie do dyrekcji lekarze tylko dwóch szpitali, jednak niewykluczone, że wkrótce dołączą do nich przedstawiciele kolejnych placówek medycznych. (EWAF) "Dziennik Polski" 2007-02-20
Autor: wa