Koniec czasów "wiecznych" urzędników
Treść
Już od przyszłego tygodnia premier Jarosław Kaczyński uzyska prawo do zmian na najwyższych stanowiskach kierowniczych w ponad czterdziestu agencjach i urzędach państwowych. Jako jedni z pierwszych pracę mogą stracić prezesi: Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Urzędu Zamówień Publicznych, Urzędu Regulacji Energetyki, Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych czy Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego. W większości to zaufani ludzie lewicy. Ich odwołanie będzie konsekwencją wejścia w życie przepisów nowej ustawy o państwowym zasobie kadrowym i wysokich stanowiskach państwowych. Tekst ustawy, którą Sejm przyjął 22 lipca, a prezydent Lech Kaczyński podpisał dokładnie miesiąc temu, zajmuje jedynie siedem stron. Jednak ilość zmian, jakie wprowadzili w życie posłowie, jest ogromna. Dość powiedzieć, że zmieniła ona przepisy aż pięćdziesięciu innych ustaw. W połączeniu z nową ustawą o służbie cywilnej otworzyła się możliwość tego, co premier Jarosław Kaczyński nazywa imposybilizmem prawnym w administracji rządowej. Posłowie koalicji rządzącej mówią o "możliwości oczyszczenia administracji rządowej, szczególnie stanowisk kierowniczych, z osób niekompetentnych lub związanych politycznie z lewicą, niemal otwarcie bojkotujących działania obecnej władzy". Posłowie SLD mówią, że to realizacja zasady "TKM" i argumentują, że w ich wykonaniu w 2001 r. "takie działania miały klasę". Platforma Obywatelska, przede wszystkim ustami głównego twórcy służby cywilnej w "odchodzącym" wydaniu Jana Rokity, twierdzi, że to kolejny etap niszczenia państwa przez braci Kaczyńskich. Ustawa została zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego, bo według opozycji, łamie art. 153 ustawy zasadniczej. Mówi on, że "w celu zawodowego, rzetelnego, bezstronnego i politycznie neutralnego wykonywania zadań państwa w urzędach administracji rządowej działa korpus służby cywilnej". PiS argumentuje, że nic się tutaj nie zmienia, a jedynie otwiera się szerzej bramy dostępu do kasty urzędników administracji rządowej. Zwolennicy wprowadzonych zmian dodają, że wyłącza się z tej grupy jedynie niespełna 1,5 proc. stanowisk. Faktem jest, że tych najważniejszych. Jak dotąd Trybunał nie uwzględnia w harmonogramie swoich rozpraw tej skargi. Wielce prawdopodobne więc, że zajmie się nią dopiero po znaczących zmianach w swoim składzie. Przypomnijmy bowiem, że w ciągu najbliższych miesięcy Sejm wymieni aż sześciu sędziów. Autorzy ustawy o państwowym zasobie kadrowym i kierowniczych stanowiskach państwowych twierdzą, że usprawni ona kulejącą administrację. Kogo obejmie? Kierowników centralnych urzędów administracji rządowej, prezesów agencji państwowych i zarządów państwowych funduszy, a także ich zastępców, dyrektorów generalnych urzędów, dyrektorów i zastępców dyrektorów w urzędach administracji rządowej, którzy do tej pory zajmowali wyższe stanowiska w służbie cywilnej - grupa jest pokaźna, ale ma przede wszystkim jedną zasadniczą cechę: jeśli wykazywała niechęć wobec nowej ekipy u władzy, to skutecznie mogła blokować wiele planów rządu. Bez fikcji i konkursów Zgodnie z nowymi przepisami nie będzie już rozpisywanych przez premiera konkursów na takie stanowiska, jak prezes UOKiK czy URE. W rzeczywistości nierzadko były one fikcją, bo tak naprawdę odbywały się zgodnie ze starą zasadą "ważne, kto liczy głosy". Powoływano odpowiednią komisję konkursową, która kierowała się nie zawsze czytelnymi zasadami. Pozostałe funkcje obsadzano z klucza politycznego. Teraz też będzie to możliwe, ale tylko wówczas, gdy osoba obejmująca stanowisko znajduje się w Państwowym Zasobie Kadrowym (tworzą go doświadczeni urzędnicy służby cywilnej, posiadający co najmniej pięcioletni staż pracy) lub złoży z wynikiem pozytywnym odrębny egzamin. Jeśli w PZK nie będzie osoby właściwej do objęcia wakującego stanowiska ze względu na wymagane szczególne doświadczenie lub umiejętności, będzie ona mogła zostać wyłoniona w konkursie. Ten jednak nie będzie rozpisywany przez szefa rządu, ale Krajową Szkołę Administracji Publicznej, niezależną od czynników politycznych. Kończą się też czasy "wiecznych" urzędników. Teraz co pięć lat osoba należąca do PZK będzie musiała zdać powtórny egzamin, który będzie weryfikował i uaktualniał wymaganą wiedzę. Zdaniem autorów ustawy, rozwiązanie to zmusi do systematycznego podnoszenia kwalifikacji. Dodany też został wymóg znajomości języka obcego, ale "spośród języków roboczych Unii Europejskiej". To niemal na pewno wyeliminuje urzędników pamiętających jeszcze czasy głębokiego PRL i pracujących podobnie jak wówczas. Pierwsi do wymiany Jest niemal pewne, że pierwszą "ofiarą" nowych przepisów będzie prezes UOKiK Cezary Banasiński. We wrześniu skończyła się jego kadencja na tym stanowisku. Wśród jego potencjalnych następców wymienia się obecnego wiceszefa Kancelarii Sejmu, byłego wiceministra finansów i szefa Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi Cezarego Mecha. Niezbyt długo powinniśmy czekać też na to, by wreszcie został powołany szef Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Wyłoniony w procedurze konkursowej Janusz Fota, były szef stołecznego Zarządu Dróg Miejskich, nie zostanie dyrektorem, bo minister transportu Jerzy Polaczek anulował konkurs. Teraz konkursu już pewnie nie będzie. Urzędem nadal zarządza jako pełniący obowiązki Zbigniew Kotlarek. W kontekście zmiany prezesa wymienia się także Urząd Regulacji Energetyki. Leszek Juchniewicz jest prezesem od czerwca 1997 r., mianowanym jeszcze przez premiera Włodzimierza Cimoszewicza! Także z politycznego nadania jest Tomasz Czajkowski. Jako szef Urzędu Zamówień Publicznych może natomiast praktycznie jednoosobowo decydować o wyłonieniu wykonawcy wielomilionowych zamówień. Bo choć inwestorów wyłaniają komisje przetargowe, to jeśli ich decyzja nie spodoba się prezesowi UZP, może on zablokować inwestycję na wiele miesięcy. Czajkowski, zaufany człowiek SLD, został szefem urzędu w 2001 r., a ponownie objął tę funkcję w 2004 r. na pięcioletnią kadencję. Skończy ją w przyszłym tygodniu wejście w życie nowych przepisów. Podobny los czeka innego człowieka lewicy i eksposła SLD Seweryna Kaczmarka, który szefuje Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego (skądinąd tuż przed jej powołaniem do życia był gorącym przeciwnikiem tworzenia "kolejnego zbędnego urzędu"). Tak samo będzie z szefem Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych - od czterech lat funkcję tę pełni Roman Sroczyński. Życiorys ma rzeczywiście "godny": absolwent filologii rosyjskiej, doktorat z nauk filologicznych Instytutu Pedagogicznego w Sankt Petersburgu (w tym czasie był to Leningrad), autor około 60 artykułów w zakresie kultury rosyjskiej i polsko-rosyjskich stosunków kulturalnych, politologii, zarządzania, bankowości i finansów. Pracował na UW w Instytucie Filologii Rosyjskiej jako starszy asystent, później jako adiunkt w Instytucie Problemów Marksizmu-Leninizmu. W latach 1980-1990 był pracownikiem Wydziału Organizacyjnego Komitetu Centralnego PZPR, potem doradcą sekretarza generalnego SdRP. Od 1965 r. w PZPR, potem SdRP i SLD. Można by rzec: służba cywilna pełną gębą. Mikołaj Wójcik "Nasz Dziennik" 2006-10-20
Autor: wa