Kto odpowie za Katyń?
Treść
Były  ambasador PRL i RP w Moskwie Stanisław Ciosek w publicznej telewizji:  Do sprawy zbrodni katyńskiej trzeba podchodzić tak, by nie drażnić  Rosji. 
Po sowieckiej agresji na Polskę 17 września 1939 r. w  niewoli sowieckiej znalazło się 250 tys. polskich jeńców, w tym ponad 10  tys. oficerów. 5 marca 1940 r. Biuro Polityczne KC WKP(b) podjęło  uchwałę o rozstrzelaniu polskich jeńców wojennych przebywających w  sowieckich obozach w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz polskich  więźniów przetrzymywanych przez NKWD na obszarze przedwojennych  wschodnich województw RP. W wyniku tej decyzji zgładzono ok. 22 tys.  obywateli polskich. Decyzja zapadła na najwyższym szczeblu sowieckich  władz partyjnych i państwowych. Jej podstawą było ściśle tajne pismo,  które w marcu 1940 r. skierował do Stalina ludowy komisarz spraw  wewnętrznych Ławrientij Beria. Szef NKWD oceniał w nim, że wszyscy  polscy jeńcy wojenni przetrzymywani w obozach oraz Polacy znajdujący się  w więzieniach "są zatwardziałymi, nierokującymi poprawy wrogami władzy  sowieckiej", Beria wnioskował o rozpatrzenie ich spraw w trybie  specjalnym, "z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary -  rozstrzelania". Dodawał, iż sprawy należy rozpatrzyć bez wzywania  aresztowanych i bez przedstawiania zarzutów, decyzji o zakończeniu  śledztwa i aktu oskarżenia.
Proces eksterminacji polskich  oficerów trwał w marcu i kwietniu 1940 roku. W wyniku likwidacji obozów w  Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie rozstrzelano 14,587 tys. polskich  jeńców. Na mocy tej samej decyzji rozstrzelano też ok. 7,3 tys. Polaków  przetrzymywanych przez NKWD w więzieniach na obszarze przedwojennych  wschodnich województw RP. Na Ukrainie rozstrzelano 3435 osób (ich groby  prawdopodobnie znajdują się w Bykowni pod Kijowem), a na Białorusi ok.  3,8 tys. (pochowanych prawdopodobnie w Kuropatach pod Mińskiem). Spośród  jeńców z Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa ocalała jedynie grupa 448  osób. Byli to ci, których przewieziono do utworzonego przez NKWD obozu  przejściowego w miejscowości Pawliszczew Bór, a następnie  przetransportowano do Griazowca. Kiedy NKWD mordowało polskich jeńców i  więźniów, ich rodziny stały się ofiarami masowej deportacji w głąb ZSRS  przeprowadzonej przez władze sowieckie. Decyzję o jej zorganizowaniu  Rada Komisarzy Ludowych podjęła 2 marca 1940 roku. W czasie dokonanej  wówczas wywózki zesłano łącznie około 61 tys. osób, głównie do  Kazachstanu. Związek Sowiecki do zbrodni katyńskiej przyznał się dopiero  13 kwietnia 1990 roku. Jako winnych wskazano wówczas komisarza NKWD  Ławrientija Berię i jego zastępcę Wsiewołoda Mierkułowa. Strona rosyjska  wyraziła jedynie głębokie ubolewanie w związku z tragedią katyńską,  nazywając ją "jedną z cięższych zbrodni stalinizmu".
Od 2004 r.  śledztwo w sprawie katyńskiej jest umorzone. Jego ostatnią odsłoną było  oddalenie w styczniu 2009 r. przez Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego  Rosji jako drugiej instancji skargi apelacyjnej na wyrok Moskiewskiego  Okręgowego Sądu Wojskowego (MOSW) w sprawie umorzenia śledztwa.  Ostatecznie Rosja nie uznała mordu katyńskiego za ludobójstwo i sprawę  Katynia określiła jako przedawnioną. 
Wznowienia śledztwa w sprawie  mordu katyńskiego domaga się Instytut Pamięci Narodowej, Stowarzyszenie  Memoriał oraz Rodziny Katyńskie. Zdaniem prezesa IPN Janusza Kurtyki,  istotne byłoby zaapelowanie do strony rosyjskiej o pełne otwarcie jej  archiwów dla polskich badaczy i o udostępnienie dokumentów nieznanych  jeszcze stronie polskiej, a wiążących się z prześladowaniem Polaków w  Związku Sowieckim w latach 1939-1940. - Myślę, że obecnie fundamentalnym  postulatem strony polskiej powinno być apelowanie do strony rosyjskiej o  odwrócenie tej decyzji, a więc o to, żeby Polska miała dostęp do  materiałów rosyjskiego śledztwa. Tylko wówczas bowiem możemy rozpocząć  proces naukowy, prokuratorski i badawczy, proces wspólnego poznawania  mechanizmów tej zbrodni oraz mechanizmów jej badania, co wydaje się  równie istotne - twierdzi Kurtyka. 
- Już samo postanowienie o  umorzeniu śledztwa w sprawie Katynia oznacza złamanie prawa i dlatego  postanowienie to musi zostać anulowane, a śledztwo wznowione - ocenia  Aleksander Gurjanow z Memoriału. - Jeżeli zbrodnia ta się przedawniła po  10 latach, czyli w 1950 r., to na jakiej podstawie zostało wszczęte  śledztwo w 1990 roku? To znaczy, że już w 1990 r. nie było żadnych  podstaw do jego wszczęcia, a jednak to zrobiono. Byłem na tej rozprawie i  sytuacja była zupełnie groteskowa. Podczas jej rozpoczęcia od razu  przegłosowano, że posiedzenie jest zamknięte, a publiczność usunięta -  relacjonuje Gurjanow.
Wznowienia śledztwa domagają się też Rodziny  Katyńskie. W 2006 r. podjęły one decyzję o skierowaniu do Trybunału Praw  Człowieka w Strasburgu skarg przeciwko Federacji Rosyjskiej. Ich  przedmiotem było postanowienie Głównej Prokuratury Wojskowej o umorzeniu  śledztwa w sprawie mordu polskich oficerów w Katyniu oraz o  zakwalifikowaniu tej zbrodni jako ulegającej przedawnieniu. Moskwa  odpowiedziała dwa tygodnie temu. W 17-stronicowym piśmie do Trybunału  Rosjanie ani razu nie użyli słów "zbrodnia" czy "mord". Cały czas piszą o  "sprawie" lub "zdarzeniu katyńskim".
Moskwa przekonuje też, że  Trybunał nie powinien się zajmować tą sprawą, bo Rosja podlega  jurysdykcji Trybunału dopiero od 5 maja 1998 roku. "Władze Federacji  Rosyjskiej nie miały obowiązku przeprowadzenia śledztwa w związku z  katyńskimi zdarzeniami, które miały miejsce w 1940 roku" - pisze rząd  Rosji. Co więcej, Moskwa nie chce przekazać Trybunałowi m.in. kopii  postanowienia o umorzeniu śledztwa katyńskiego z 2004 r., gdyż "zawiera  tajemnice, których ujawnienie mogłoby przynieść uszczerbek  bezpieczeństwu kraju". Rosjanie kwestionują ustalenia komisji Anatolija  Jabłokowa, byłego prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej. W latach  1990-1994 kierował on prowadzonym w Rosji śledztwem katyńskim, a w 1993  r. powołał komisję ekspertów do przygotowania naukowej opinii na  potrzeby tego postępowania. W aktach rosyjskiego dochodzenia Jabłokow  określił mord polskich oficerów jako zbrodnię przeciwko pokojowi,  zbrodnię wojenną i zbrodnię przeciwko ludzkości, a za winnych uznał  Józefa Stalina oraz sowieckie politbiuro i NKWD. Do nadania zbrodni  takiej kwalifikacji prawnej wykorzystał Kartę Trybunału Norymberskiego. W  piśmie Rosjan do Strasburga stwierdza się, iż wnioski komisji Jabłokowa  sformułowane w 1993 r. nie zostały uznane za dowód w rosyjskim  postępowaniu katyńskim zakończonym umorzeniem w 2004 r., a informacja z  jej prac nie ma charakteru oficjalnego. Rosjanie próbują też negować  fakt rozstrzelania jeńców. - Kiedyś musi być jakaś sprawiedliwość za  zbrodnię katyńską, (...) za krew nie ma ceny - mówi Lidia Leydo z Kielc,  której teść Władysław Leydo zginął w Katyniu wiosną 1940 roku. Zdaniem  sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika,  zapowiadana wizyta Władimira Putina w Katyniu jest szansą na zmierzenie  się Rosji z totalitarną przeszłością. Jak stanowczo zaznaczył  Przewoźnik, za politycznym gestem najwyższych władz Rosji powinno pójść  umożliwienie poznania pełnej prawdy o zbrodni katyńskiej. Przewoźnik  wyjaśnił, że chodzi też o dotarcie do wykazu nazwisk 3,8 tysiąca Polaków  - ofiar zbrodni katyńskiej, którzy z więzień NKWD na obszarze  zachodniej Białorusi trafili do więzienia NKWD w Mińsku i tam zakończyli  swoje życie. Do dzisiaj nieznane są ich nazwiska ani miejsca ukrycia  zwłok. W ocenie Stanisława Cioska, byłego ambasadora PRL i RP w Moskwie,  do sprawy Katynia należy jednak podchodzić "delikatnie", żeby nie  drażnić Rosji. Jego zdaniem, Polska i Rosja muszą nauczyć się żyć  przyjaźnie, mając oddzielne spojrzenia na wspólną historię. Swoje  opinie, praktycznie bez żadnej polemiki ze strony rozmawiającego z nim  dziennikarza, Ciosek wygłaszał w TVP Info. 
- Spojrzenie na historię  łączy, ale tylko wtedy, gdy jest ono budowane na prawdzie, a nie na  jakichkolwiek przemilczeniach. Ofiarą mordu w Katyniu byli Polacy - nie  Rosjanie, dobrze byłoby, gdyby Kreml o tym pamiętał. Jeżeli mamy  przemilczać prawdę tylko dlatego, by kogoś nie drażnić, to nie może tu  być mowy o jakiejkolwiek jedności czy porozumieniu. Prawdy nie da się  uniknąć, ona zawsze wraca, często ze zdwojoną siłą. Niewypowiedziana  teraz, ujawni się potem - zauważa prof. Mieczysław Ryba, członek  Kolegium IPN, wykładowca w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej  w Toruniu. 
Anna Ambroziak, PAP
Nasz          Dziennik   2010-04-06
Autor: jc