Mówiono, że Bruksela to nie Moskwa
Treść
Europa przeżywa kryzys. I nie jest to tylko kryzys finansowy, kryzys  zaufania do polityki monetarnej i fiskalnej państw europejskich. To  kryzys dotyczący koncepcji integracji europejskiej. Trudno uwierzyć, że  kiedyś utopijnie zakładano, iż wprowadzenie wspólnej europejskiej waluty  i oddanie jej w ręce wielu rządom zapewni nieustający, bezproblemowy  rozwój gospodarczy. Stworzenie europejskiego pieniądza bez jasnego  podporządkowania politycznemu centrum zapowiadało, że w przyszłości taki  ośrodek decyzyjny, mający prawo ustalać politykę monetarną i fiskalną,  będzie należało powołać. Z perspektywy lat można mniemać, że brak  politycznego suwerena nad walutą europejską nie był aktem zaniedbania.  Kilkanaście lat temu nie było w Europie klimatu do podjęcia decyzji o  powierzeniu Berlinowi i Paryżowi politycznej władzy nad Unią Europejską.  Dziś wydaje się, że sytuacja gospodarcza Europy wymusza taki właśnie  kierunek. Niewykluczone, że tego rodzaju scenariusz był przewidywany  przez mocarstwa europejskie, Niemcy i Francję, aby wymusić obecnie na  pozostałych państwach członkowskich zmiany dotyczące politycznego  mechanizmu decyzyjnego w Europie. Warto zatem wiedzieć, czy kiedyś  bezrefleksyjnie wpakowaliśmy się w utopijny miraż, czy jednak wpadliśmy w  zastawioną pułapkę.
Kryzysowa sytuacja powinna stymulować ożywioną  debatę nad kondycją Europy, naszą rolą na kontynencie - i prowadzić do  odpowiedzi na postawiony dylemat. Jednak mimo naszej prezydencji w Unii  od tygodni nie słyszeliśmy polskiej wykładni europejskich problemów.  Premier zapowiedział jedynie, że niebawem uczyni to minister spraw  zagranicznych. I doczekaliśmy się. Zgodnie ze swoim temperamentem i  sposobem bycia silącym się na bon mot minister Sikorski zaprezentował  polskie stanowisko prowokacyjnie... w Niemczech, Niemcom. Krytykę  miejsca prezentacji pozostawię innym komentatorom. Nie chcę doczekać się  kolejnego listu byłych ministrów spraw zagranicznych potępiającego  polskie warcholstwo i niesłuszne, oczywiście, antyniemieckie  nastawienie.
Należy odnieść się jednak do głównego przesłania  Sikorskiego. Zaapelował on o niemieckie przywództwo w Europie i  opowiedział się za prawem kontrolowania budżetów narodowych przez jakieś  nowe, zreformowane, federacyjne, europejskie centrum decyzyjne. I znowu  pozostawię rolę Niemiec w takiej Europie na boku. Co jednak oznacza  postulat kontroli budżetów narodowych przez zewnętrzną instytucję?  Oznacza utratę suwerenności danego państwa. Właśnie o podatki i  dysponowanie stworzonym przez nie budżetem spieraliśmy się przez wieki z  naszymi władcami. W imię dysponowania zebranymi pieniędzmi robiliśmy  przed laty rewolucje. Kto ma władzę nad budżetem państwa, ten może  decydować, jak bronić naszego bezpieczeństwa, jak chronić nasze zdrowie,  jak uczyć nasze dzieci, w jakim kierunku rozwijać i modernizować kraj.  Kto ma wpływ na tworzenie budżetu, może wreszcie wskazywać, kto ma go  realizować - jaka partia i jaki premier w danym kraju. Tu tkwi tajemnica  euroentuzjazmu Sikorskiego. To nie wyborcy, demokratyczny suweren  narodu, będzie decydował o rozwoju państwa. To zewnętrzny, federacyjny  podmiot będzie wskazywał, kto ma realizować cywilizacyjną misję w danym  państwie Unii Europejskiej. A mówiono nam kiedyś, że Bruksela to nie  Moskwa.
Witold Waszczykowski
Środa, 30 listopada 2011, Nr 278 (4209)
Autor: au
