Podkarpackiej piłce nożnej ciężko wyjść z opłotków
Treść
W 2007 roku nie należy się spodziewać cudów w podkarpackiej piłce nożnej. Szanse na to, że zrobimy znaczący krok naprzód, też są niewielkie. Od ponad dekady Podkarpacie nie ma swojego przedstawiciela w najwyższej z klas rozgrywkowych. W piłce nie staliśmy się potęgą, bo też nigdy nie doczekaliśmy się spadkobierców złotej mieleckiej jedenastki z lat 70. ubiegłego stulecia. Stali Rzeszów jedenaście sezonów spędzonych w ekstraklasie upłynęło pod znakiem uporczywej walki o utrzymanie, a Puchar Polski, jak na ironię, zdobył zespół jeszcze drugoligowy. Bywało też jak na huśtawce, bo pobyt w elicie np. Stali Stalowa Wola ograniczał się z reguły do kilku miesięcy. Jednak to, co wówczas odbierane było jak niepowodzenie, dzisiaj niespecjalnie popsułoby nam humory. Pozbawione opieki potężnych zakładów przemysłowych kluby z trudem odnajdują się w nowej rzeczywistości. Samorządy lokalne, w przeważającej większości, sport traktują z przymrużeniem oka. Zawsze są sprawy ważniejsze od jakiegoś tam boiska i grupki ludzi uganiających się za kawałkiem skóry napełnionej powietrzem. Tak chętnie przywoływany przykład Kielc, rozsławionych głównie dzięki futbolistom Korony, w stolicy Podkarpacia w najbliższym czasie nie ma prawa się wydarzyć. Na horyzoncie nie widać kogoś, kto przypominałby Krzysztofa Klickiego. Nie widać też, by miasto zachęcało prywatnych inwestorów do sponsoringu na dużą skalę. Łatwiej dziś zbudować mocną drużynę siatkarską bądź koszykarską. Piłka nożna, choć wciąż najbardziej popularna, poddana jest pewnego rodzaju ostracyzmowi. Przeciętnemu zjadaczowi chleba kojarzy się z brudnymi, zniszczonymi stadionami, trybunami opanowanymi przez wyrostków w kapturach, niedzielami cudów w ostatnich kolejkach i mizernym poziomem. Dziś nastała moda na siatkówkę i nieważne, że jedna trzecia ludzi wypełniających halę Podpromie z Resovią nie miała dawniej nic wspólnego. Hala jest miejscem, gdzie warto się pokazać. Umówić ze znajomymi, załatwić przy okazji kilka spraw. Ani to zjawisko złe, ani dobre, choć kibic z krwi i kości w tym momencie pewnie złapie się z rozpaczy za głowę. Dopóki jednak piłka nożna nie przejdzie gruntownej przemiany, dopóty na trybunach oglądać będziemy wiecznie te same twarze. I nie przestaniemy piać z zachwytu nad dwutysięczną widownią. I Co nas zatem czeka w 2007 roku? Zacznijmy od infrastruktury Przełomu się nie spodziewajmy, ale możemy mieć nadzieję, że coś zmieni się na lepsze. W Mielcu po latach próśb i starań ruszył właśnie kapitalny remont trybun. Oby udało się przywrócić blask stadionowi uchodzącemu kiedyś za wizytówkę regionu. W Rzeszowie projekty, jak twierdzą ich pomysłodawcy, zaczną w szybkim tempie nabierać realnych kształtów. Stal staje przed historyczną szansą, bo jej nowy obiekt ma za kilka lat spełniać wszelkie światowe standardy. Kilka przecznic dalej ma powstać kompleks rozrywkowo-sportowy "Resovia Park" jakiego w tej części Polski nikt nie widział. W tym roku nastąpi kolejny etap modernizacji kameralnych stadionów Izolatora Boguchwała i Crasnovii. Są plany, by w kilku miastach powstały boiska ze sztuczną trawą. To wszystko kropla w morzu potrzeb, malkontenci pytają: "po co komu stadion na kilkanaście tysięcy ludzi, gdy nie ma zespołu z prawdziwego zdarzenia?", ale w sytuacji w jakiej się znajdujemy, każdej tego typu inicjatywie powinno się przyklasnąć. Inaczej i za sto lat nie wydobędziemy się z zaściankowości. II Bez poważnych pieniędzy nie ma poważnego futbolu. To truizm, tyle, że ilustrujący stan posiadania podkarpackich klubów. Stal Stalowa Wola, nasz rodzynek w II lidze, walczy z przeciwnościami losu dzielnie, ale czy ów heroizm przyniesie skutek? Piłkarzy przegoniono z miasta, więc trenują w pobliskim Nisku. Ponoć pojawiła się szansa na wsparcie od jednej ze spółek funkcjonujących na terenie huty, lecz i w tym wypadku obracamy się w sferze planów. A czas ucieka, kurczy się rynek. Wkrótce do wzięcia będą zawodnicy tylko przeciętni i "Stalówce" w uratowaniu skóry nie pomoże nawet wyjątkowy charakter. O tzw. sponsorze strategicznym śnią prezesi wszystkich naszych drużyn. Stal Rzeszów takiego nie ma i skazana jest na pomoc Tadeusza Kwiecińskiego. W Wisłoce rodzinnie, ale tradycyjnie - biednie. Stal Sanok na tym polu też nie ma się czym pochwalić. Czwarta liga, w której nie brakuje klubów z bogatą tradycją, to istna finansowa mozaika. Coś dobrego zaczęło się dziać w Resovii. Aquarel zagości najprawdopodobniej w nazwie drużyny, choć nie wiadomo, ile warszawski producent kosmetyków za taki przywilej zapłacił. Rzemieślnik, Lechia, Crasnovia i Kolbuszowianka już wcześniej udostępniły swoje logo firmom przyjaznym klubom, co bynajmniej nie oznacza eldorado. To lokalni przedsiębiorcy, pasjonaci futbolu, nie mający jednak możliwości utrzymywania zespołu. Nawet Zapel, poważny zakład od lat finansujący piłkę w Boguchwale, nie jest gotów przekroczyć pewnego progu. Izolator w ostatnich latach miał dwie szanse na awans do III ligi. Nie skorzystał z żadnej, bo okazało się, że na taką ekstrawagancję klubu nie stać. Biało-zieloni będą natomiast pukać do zreformowanej (czytaj: tańszej) trzeciej ligi. Jeśli już gdzieś zapanuje dobrobyt, to na krótko. Jeszcze dwa lata temu część piłkarzy marzyła o tym, by w Tłokach Gorzyce usiąść przynajmniej na ławce. Jeden sezon wystarczał do podreperowania domowego budżetu. Dziś pozbawione mecenatu amerykańskiego koncernu Tłoki znalazły się nad przepaścią. III Ratunkiem mogłoby się stać szkolenie młodzieży, ale jak to zrobić w siermiężnych warunkach? Bez odpowiedniego systemu, zaplecza i boisk. Trenerom płaci się grosze, więc ci w pierwszej kolejności myślą o pracy w szkole bądź na uczelni, bo to jest ich główne źródło utrzymania. Przykre to tym bardziej, że kogo, jak kogo, ale zdolnych, pełnych pasji i poświęcenia szkoleniowców na Podkarpaciu nie brakuje. Wystarczy spojrzeć na Mielec, by przekonać się, jak duży drzemie w naszej młodzieży potencjał. Tylko czy będziemy potrafili z niego skorzystać? W tym względzie wiele zależy od reformy Polskiego Związku Piłki Nożnej. Goszczący w grudniu w Rzeszowie Jerzy Engel był jak zwykle optymistą. Pamiętajmy jednak, że słowa nie zawsze idą w parze z czynami. IV Pierwsza połowa 2007 roku zapowiada się frapująco, ale też szanse na to, że podkarpacki futbol uczyni krok naprzód, są niewielkie. "Stalówce" bardzo ciężko będzie uniknąć degradacji, chyba, że rundę rewanżową zacznie tak, jak jesienną. Stal Rzeszów kolejny raz postara się sforsować bramy II ligi, ale konia z rzędem temu, kto jest w stanie przewidzieć finał tego przedsięwzięcia. Mimo przyjaznego biało-niebieskim kalendarza. Z nadzieją można spoglądać w stronę Wisłoki, na Stal Sanok już z trwogą. Na szczęście, sport wciąż bywa nieprzewidywalny. I tego się trzymajmy. TOMASZ SZELIGA "Dziennik Polski" 2007-01-08
Autor: wa