Pomnik dla UPA tak, krzyż dla Polaków nie?
Treść
W Radrużu, wsi w powiecie lubaczowskim na Podkarpaciu, instytucje państwowe toczą wojnę z emerytowaną nauczycielką, która postawiła nagrobek i krzyż upamiętniający kilkudziesięciu Polaków i Ukraińców zamordowanych przez OUN-UPA. Choć prokuratura nie dopatrzyła się w tym żadnych znamion przestępstwa i umorzyła śledztwo, to nadzór budowlany widzi w tym samowolę budowlaną i wstrzymał inwestycję. Tymczasem nieopodal stoi pomnik upowców, sprawców zbrodni, i nikomu nie przeszkadza.
- Pochodzę z wioski, gdzie z rąk Ukraińców od wiosny 1944 do 1946 roku zginęło ponad 20 osób narodowości polskiej i ukraińskiej. Część zginęła podczas pacyfikacji, a część była zabijana pojedynczo. Wśród zamordowanych byli dorośli, ale także 15- i 17-latkowie - wyjaśnia pochodząca z Radruża emerytowana nauczycielka Jadwiga Zaremba. Bestialsko zamordowanych zakopano bez ceremonii w różnych miejscach, także w pobliskich lasach. Przez kilkadziesiąt lat nie mieli nawet godnego pochówku, mimo że we wsi są dwa cmentarze. To właśnie na jednym z nich przed zabytkową świątynią Jadwiga Zaremba postawiła krzyż. Jak wynika z przekazów starszych ludzi, część zamordowanych została zakopana w tym właśnie miejscu. Tymczasem mordercy, którzy dopuścili się tej zbrodni, nieopodal na sąsiednim cmentarzu w odległości ok. 50 metrów mają swój monument. Mało tego, pomnik ten bezpośrednio sąsiaduje z mogiłami kilku zamordowanych przez nich osób. - Dla mnie jest to niesprawiedliwe, to chichot historii i naśmiewanie się z ofiar - dodaje Zaremba. Pomnik ten blisko dwa lata temu postawili Ukraińcy. - Opiekuje się nim dawna mieszkanka Radruża, która - można powiedzieć - jest spadkobierczynią idei banderowskich, nacjonalistycznych - dodaje Jadwiga Zaremba. Mimo że rodziny ofiar, jak i sama Jadwiga Zaremba zgłaszały ten fakt wielokrotnie w gminie, sprawa rozeszła się po kościach, a pomnik jak stał, tak stoi, bo określono go mianem nagrobka. W lipcu br. nauczycielka dla oznaczenia ofiar mordu dokonanego przez UPA postanowiła postawić na cmentarzu krzyż. - Odłożyłam trochę z nauczycielskiej emerytury i gospodarczym sposobem, dzięki pomocy kilku osób, postanowiłam postawić ofiarom zbrodni nagrobek zwieńczony krzyżem. Mieli mi pomóc także przedstawiciele rodzin pomordowanych, ale się przestraszyli - opowiada Zaremba.
Donos na policję
Nie wiadomo dlaczego, i z czyjego donosu sprawą zainteresowała się policja. Kiedy nauczycielka przyznała, że postawiła krzyż, a nie jak sugerowano pomnik, funkcjonariusze skierowali sprawę do Prokuratury Rejonowej w Lubaczowie. Ta jednak nie dopatrzyła się znamion przestępstwa i umorzyła postępowanie. Bardziej dociekliwy okazał się jednak nadzór budowlany. Jak powiedział nam Stanisław Różycki, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego (PINB) w Lubaczowie, nadzór uznał, że jest to samowola budowlana i zajął się sprawą z urzędu. - Usłyszałam, że jest to pomnik, a nie nagrobek, ale bez żadnych konkretów. Kiedy próbowałam tłumaczyć, że to nie jest pomnik, ale krzyż, byłam ignorowana i nikt nie chciał mnie nawet słuchać - mówi Jadwiga Zaremba. Postanowiliśmy zatem sprawdzić, jaka w świetle przepisów prawa budowlanego jest różnica pomiędzy pomnikiem a nagrobkiem, ale Stanisław Różycki nie był w stanie nam tego do końca wytłumaczyć. - Przez telefon takich wykładni panu nie zrobię, jest to bowiem dosyć skomplikowany temat - powiedział nam powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Lubaczowie. Jego zdaniem, nie chodzi tu o usunięcie krzyża, którego w momencie inspekcji na cmentarzu nie było, ale o wstrzymanie robót budowlanych do chwili wyjaśnienia sprawy. - Kiedy prowadziliśmy sprawę, krzyża na cmentarzu nie było. My zajmujemy się tym, co jest na dole - tłumaczy inż. Różycki. Inaczej sprawę przedstawia Jadwiga Zaremba, która twierdzi, że osobiście dostarczyła do PINB w Lubaczowie zdjęcia krzyża, nad którym pracowała do momentu zainteresowania się sprawą przez policję. Dodatkowo jako załącznik przedstawiła też zdjęcie upowskiego pomnika. - Jeżeli inspektor udaje, że tego nie widział, to jest to dla mnie niezrozumiałe. Zresztą nikt nawet nie czekał na moje wyjaśnienia - powiedziała nam nauczycielka. Jej zdaniem, takie postępowanie instytucji państwowej, która ma pomagać ludziom, zniechęca do jakichkolwiek działań. - Dlaczego ktoś próbuje zamazać historię i zadeptać pamięć ofiar zbrodni - pyta zbulwersowana. Przyznaje, że od polskich urzędów spodziewała się innego podejścia. Liczy, że któryś z urzędników ocknie się, iż jest to krzyż, na którym nie ma żadnych emblematów. Jednocześnie deklaruje, że nie ustąpi w tej sprawie. Kobieta zamierza umieścić listę osób, które zostały zamordowane wraz z informacją w jaki sposób. - Te osoby nie zginęły w wyniku epidemii grypy, ale zostały z rozmysłem, z nienawiści zamordowane. Pamięć o tych zbrodniach jest szczególnie ważna, zwłaszcza że na Ukrainie odradzają się antypolskie nastroje, a my mieszkamy tuż przy granicy. Niech to będzie przestroga na przyszłość, tym bardziej że z rąk ukraińskich nacjonalistów UPA ginęli zarówno Polacy, jak i Ukraińcy - podkreśla Jadwiga Zaremba. Póki co według postanowienia PINB w Lubaczowie, Jadwiga Zaremba ma czas do marca 2010 roku na znalezienie wszystkich dokumentów niezbędnych do legalizacji "budowli". Zasugerowano jej również, że i tak nie ma na to szans. - Jest to rzecz czasochłonna i na kieszeń emeryta także kosztowna. Ponadto jeden z urzędników powiedział, śmiejąc mi się w oczy, że ja tych dokumentów i tak nigdy nie uzyskam. Okazuje się bowiem, że w przypadku stwierdzenia, że jest to budowla, a nie nagrobek, chcąc uzyskać stosowne dokumenty, musiałabym mieć prawo dysponowania gruntem, a także prawo własności do tego terenu. Tymczasem szanse na uzyskanie prawa własności do kawałka cmentarza są niewielkie - dodaje zbulwersowana nauczycielka.
Cztery metry na cmentarzu
Mimo to Jadwiga Zaremba zwróciła się do wójta gminy Horyniec Zdrój o wydanie zgody na dysponowanie gruntem (4 m2) na cmentarzu w Radrużu. Zgodnie z przepisami, złożyła też zażalenie na postanowienie o wstrzymaniu prac, które wydał inspektorat lubaczowski. Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Rzeszowie odrzucił jednak jej prawo do zażalenia. Jednocześnie kobieta skierowała skargę na to postępowanie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Rzeszowie. Dopiero po rozstrzygnięciu tej sprawy przez sąd nadzór budowlany podejmie kolejne kroki. Całą sytuacją zbulwersowany jest także Andrzej Zapałowski, były poseł do Parlamentu Europejskiego. Jego zdaniem, trudno wytłumaczyć, że pomnik UPA jest tolerowany, a krzyż i nagrobek w hołdzie Polakom jest ścigany. Tym bardziej że nie jest to pomnik w rozumieniu przepisów dotyczących upamiętnienia miejsc walki i męczeństwa. W jego ocenie, działania instytucji wobec kobiety, która bezinteresownie upomniała się o pamięć pomordowanych, są niedopuszczalne. Tym bardziej że na obszarze gminy Horyniec są dwa upamiętnienia UPA, z którymi nic się nie dzieje, a na terenie powiatu lubaczowskiego co chwilę słychać o powstaniu kolejnych. - W tych przypadkach nadzór budowlany nie interweniuje, mimo że to do jego obowiązków należy ustalenie, kto podejmuje się nielegalnej budowy. Tymczasem z całym impetem prawa państwowego rzucił się - zresztą źle interpretując prawo - na kobietę, która w dobrej wierze, po katolicku chciała upamiętnić ludzi pomordowanych przez UPA - uważa prezes Stowarzyszenia Podkarpackiej Ligi Samorządowej, który wystosował w tej sprawie protest do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego w Lubaczowie. Jego zdaniem, zdumiewająca jest nadgorliwość lokalnych władz, które powinny być wdzięczne, że ktoś próbuje je wyręczyć z obowiązków. - Trudno zrozumieć fakt, że mimo słusznych starań, wciąż nie możemy stawiać nagrobków czy upamiętnień naszym rodakom w innych krajach, a u siebie robimy wielką awanturę, kiedy ktoś zamordowanym Polakom chce postawić krzyż - dziwi się Zapałowski. W tej sprawie zwrócił się już o interwencję do środowisk kresowych w całej Polsce. - Jeżeli nic się nie zmieni, na wiosnę przyszłego roku zorganizujemy w Lubaczowie spotkanie wszystkich środowisk kresowych w Polsce poświęcone tej bulwersującej sprawie. Swoją drogą, ciekawe, jak w tej sprawie, przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi, zachowają się lokalne władze. Czy będą reprezentować interesy banderowców, czy dołożą starań, by po katolicku uczcić zamordowanych Polaków, którzy spoczywają w tej ziemi? - pyta Zapałowski.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2009-12-02
Autor: wa