Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Powtórka spod Jasnej Góry

Treść

Po meczu Asseco Resovia - Wkręt-Met Domex AZS Częstochowa (2-3) Siedem dni, trzy mecze, sześć punktów - to bilans występów siatkarzy Resovii w ostatnim tygodniu. Pamiętajmy, iż przed sezonem mało kto dawał Resovii jakiekolwiek szanse w starciach z najlepszymi. Najpierw sensacyjna wygrana 3-0 w Jastrzębiu, potem wielkie emocje w spotkaniu z PZU AZS Olsztyn, w którym w tie-breaku lepsi byli rzeszowianie, wreszcie porażka z AZS Częstochowa i zasłużenie zdobyty jeden punkt. Piątkowe spotkanie z częstochowskim rywalem otworzyło rewanżową rundę zasadniczej części sezonu. W pierwszej kolejce Resovia poległa pod Jasną Górą 2-3, ale zasłużyła na brawa i przywiozła do domu jeden punkt. Kiedy podopieczni trenera Jana Sucha przegrali sromotnie ze Skrą, wydawało się, że nic nie ugrają w rywalizacji z "wielką czwórką". Nieprawda. Ta sześciopunktowa zdobycz w czterech (a właściwie trzech) meczach mówi sama za siebie. Apetyty znacznie urosły po środowej wygranej nad olsztyńskim brązowym medalistą, więc nic dziwnego, że znów w hali na Podpromiu pojawił się komplet publiczności. Było na co popatrzeć, aczkolwiek nie wszystko przebiegało po myśli Resovii. W pierwszym secie częstochowianie pokazali gospodarzom, gdzie raki zimują, znajdując antidotum na atuty resoviaków, czyli przede wszystkim grę środkiem. Zapewne sporo naoglądali się akcji Michała Kaczmarka i Łukasza Perłowskiego w Jastrzębiu, więc dmuchając na zimne, musieli rozpracować tę taktykę. Udało się, niestety. Dramatyczna końcówka drugiej partii należała jednak do miejscowych, którzy wykazali się większą odpornością psychiczną i zasłużenie doprowadzili do remisu. Niestety, znów fatalna sytuacja się powtórzyła w kolejnej odsłonie, ale też nikt w rzeszowskiej hali nie miał wątpliwości, iż siatkarze Resovii wyjdą jakoś z opresji i doprowadzą do tie-breaka. Rzeczywiście te przewidywania potwierdziły się i o tym, kto zdobędzie dwa "oczka", decydować miał piąty set. W nim częstochowianie rozpoczęli od mocnych ciosów, a spora w tym zasługa zagrywającego Marcina Wiki, z którego serwami rzeszowianie jakoś nie potrafili sobie dobrze poradzić. Przy stanie 1-5 kibice biało-czerwonych dopingiem zagrzewali zespół do walki, ale kiedy na tablicy zaświecił się wynik 5-10, widownia czuła pismo nosem. Mimo wszystko gospodarze walczyli do końca, jednak decydujące słowo należało w tym spotkaniu do częstochowian. - Niedosyt na pewno pozostał, zwłaszcza że po dwóch zwycięstwach apetyty były bardzo wyostrzone. Chcieliśmy sięgnąć po co najmniej dwa "oczka", chociaż zdawaliśmy sobie sprawę że nie będzie to łatwiejszy mecz niż ten wygrany we środę z PZU AZS Olsztyn. Zagraliśmy momentami słabiej w przyjęciu, zwłaszcza zaś na początku tie-breaka, co, niestety, przełożyło się na wynik i trudno było gonić przeciwnika. Jeden punkt też nas zadowala, niemniej jednak liczyliśmy sami na więcej. Mamy swoje aspiracje i chcemy je realizować. Najważniejsze, że wciąż trzymamy się w czołówce i jak widać, potrafimy wygrywać z najlepszymi - powiedział trener Resovii Jan Such. W najbliższej ligowej kolejce rzeszowianie wyjeżdżają do Warszawy na mecz z tamtejszą Politechnika. Tyle że... tendencja jest niepokojąca. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na malejące zdobycze punktowe Resovii: Jastrzębski Węgiel 3 pkt, PZU AZS Olsztyn 2 pkt, AZS Częstochowa 1 pkt. Czyżby w stolicy Resovia miała obejść się smakiem? To tylko statystyka, w dodatku w żartobliwym ujęciu - ale oby jej dalszy ciąg nie przeszedł w prawidłowość. Taki scenariusz jest przecież możliwy, ale należy trzymać kciuki za rzeszowian. Tak wysoko w tabeli ekstraklasy resoviacy dawno już nie byli, zaś ich aktualna dyspozycja przemawia za nimi jako faworytami spotkania z warszawska drużyną. (MS) "Dziennik Polski" 2007-02-13

Autor: wa