Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sędziowie znaleźli pretekst, by nie sądzić

Treść

Już dwa miesiące czeka w sądzie na rozpatrzenie akt oskarżenia w aferze korupcyjnej w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Podkarpackiego. I wszystko wskazuje na to, że jeszcze poczeka. Sytuacja jest patowa, bo na razie oskarżonych nikt nie chce sądzić.

Choć akt oskarżenia w sprawie korupcji w urzędzie marszałkowskim prawie dwa miesiące temu trafił do Sądu Rejonowego w Rzeszowie, to wciąż nie wiadomo, kiedy rozpocznie się proces. - Sprawa trafiła do sądu i natychmiast została przydzielona do sędziego referenta. Ten jednak złożył wniosek o wyłączenie z prowadzenia sprawy. Identyczne oświadczenia złożyła większość z ponad 80 orzekających sędziów - powiedział nam wiceprezes Sądu Rejonowego w Rzeszowie Grzegorz Maciejowski. Powód? Możliwość kolizji interesów. Okazuje się bowiem, że wśród pokrzywdzonych w tej sprawie jest córka ławnika w Sądzie Rejonowym w Rzeszowie. - W ten sposób sędziowie chcą uniknąć podejrzeń o jakąkolwiek stronniczość - dodaje Grzegorz Maciejowski.
Obecnie w sądzie trwa procedura składania oświadczeń, a jeżeli wszyscy złożą podobne pisma, powstanie konieczność przekazania sprawy do sądu wyższej instancji, w tym przypadku do Sądu Okręgowego w Rzeszowie. - Jeżeli sąd okręgowy uzna, że wnioski są zasadne, sprawa zostanie przekazana do innego sądu. W przypadku ich odrzucenia sprawa wróci do naszego sądu i będzie ją prowadził pierwszy sędzia referent, któremu ta sprawa została powierzona wcześniej - wyjaśnia sędzia Maciejowski. Na razie nie wiadomo, kiedy wątpliwości w tej sprawie zostaną rozstrzygnięte. Wszystko jednak wskazuje na to, że proces nie rozpocznie się w tym roku.
Sprawę domniemanych przestępstw korupcyjnych w Urzędzie Marszałkowskim w Rzeszowie w lutym br. wykryli policjanci Wydziału do Walki z Korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Afera dotyczy konkursu na stanowisko inspektora ds. współpracy międzynarodowej w gabinecie marszałka województwa Zygmunta Cholewińskiego.
Wśród oskarżonych są były dyrektor urzędu marszałkowskiego Kazimierz K. i były zastępca dyrektora departamentu organizacyjnego w urzędzie marszałkowskim Bogusław K., którzy zasiadali w komisjach konkursowych przy naborze na nowe stanowiska w urzędzie. Inni zamieszani w aferę to Łukasz A., zastępca dyrektora gabinetu marszałka, i Agnieszka M., sekretarka jednego z wicemarszałków, a także jej brat Mariusz M., który nie był pracownikiem urzędu. Jak powiedział nam zastępca prokuratora okręgowego w Rzeszowie prokurator Jan Łyszczek, aktem oskarżenia zostało objętych pięć osób. - Agnieszka M. ma postawiony zarzut płatnej protekcji i wręczenia korzyści majątkowej, na Łukaszu A. ciąży zarzut przekroczenia uprawnień i przyjęcia korzyści majątkowej, Mariusz M. ma zarzut pomocnictwa w płatnej protekcji. Z kolei Kazimierzowi K. i Bogusławowi K. zostały postawione typowo urzędnicze zarzuty przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków w toku przeprowadzenia konkursu na wolne stanowisko inspektora ds. współpracy międzynarodowej w gabinecie marszałka oraz poświadczenie nieprawdy w dokumentacji z przebiegu tego naboru - powiedział prokurator Łyszczek. Za korupcję grozi grzywna, kara ograniczenia wolności i więzienie nawet do 10 lat.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2009-12-08

Autor: wa