"Stalówce" zabrakło argumentów
Treść
GKS Katowice - Stal Stalowa Wola 2-0 (2-0) 1-0 Gielza (5) 2-0 Markowski (44) GKS: Gorczyca - Gajowski, Krysiński, Polczak, Kapias - Lasek (68 Mielnik), Markowski, Prasnal, Sadowski (61 Sroka) - Gielza, Pasko (72 Jaromin). Stal: Wietecha - Trela, Lebioda, Maciorowski, Wieprzęć - Kęska (68 Stręciwilk), Krawiec (63 Uwakwe), Nakoulma, Iwanicki - Pałkus (75 Gilar), Gęśla. Sędziował Łukasz Śmietanka z Radomia. Żółte kartki: Gajowski oraz Wieprzęć, Iwanicki, Uwakwe. Widzów 5000. Tak się złożyło, że ostatnim rywalem zarówno GKS-u jak i Stali był Kmita Zabierzów. Oba zespoły te mecze wygrały, a to tylko zapowiadało wyrównaną walkę oraz emocje do końca meczu. Tak się jednak nie stało. Stal w polu była równorzędnym rywalem, ale nie miała żadnych argumentów w ofensywie. Do tego doszła słabsza dyspozycja całej linii obronnej oraz momentami chaotycznie grająca pomoc. GKS natomiast zagrał na tyle, na ile musiał. Dobra pierwsza połowa wystarczyła katowiczanom, aby cieszyć się z kolejnego kompletu punktów. Piłkarze "Stalówki" wyszli na mecz jakby oszołomieni atmosferą panującą na trybunach i od piątej minuty było już 1-0. Sporą odpowiedzialność za tego gola ponosi kapitan zespołu Tomasz Wietecha. Sytuacja ta podziałała na gości mobilizująco i Stal ruszyła do odrabiania strat, ale jedynym zagrożeniem były stałe fragmenty gry wykonywane przez Przemysława Pałkusa. Napastnik przyjezdnych o mały włos nie zaskoczył Jacka Gorczycy w 7 minucie strzałem z rzutu wolnego, ale zbyt wysunięty golkiper gospodarzy w ostatniej chwili wypiąstkował piłkę na róg. Napór gości trwał tylko kilka minut. Z dobrej strony pokazywał się Prejuce Nakoulma, ale jego impet szybko osłabł. Słabo spisywały się skrzydła, nie stwarzając żadnego zagrożenia pod bramką "Gieksy". Gospodarze natomiast robili swoje. Szybkie wypady organizowane najczęściej prawą stroną przy udziale szybkich Damiana Sadowskiego i Szymona Paski siały popłoch w szeregach obronnych gości. Za sprawą tego pierwszego w 20 minucie przed szansą stanął Lasek, ale uderzył zbyt lekko, aby zaskoczyć golkipera gości. Miejscowi dopięli swego tuż przed przerwą. Po raz kolejny obrona ze Stalowej Woli została "rozklepana" i mieliśmy gola do szatni. A mogło być jeszcze gorzej, bo po chwili futbolówka po uderzeniu Paski zatrzymała się na słupku. Po przerwie gospodarze już nie kwapili się do ataków, o co spore pretensje po spotkaniu miał trener Piotr Piekarczyk. - Nie może być tak, że wprowadzam nowych zawodników, a ci nic nie wnoszą do naszej gry. Spokojnie mogliśmy jeszcze powalczyć o trzecią, czy nawet czwartą bramkę - mówił na pomeczowej konferencji. Stal starała się walczyć o gola kontaktowego, ale w dalszym ciągu nie była w stanie nic zdziałać. Efektem odważniejszej gry było kilka rzutów rożnych, ale pewnie w bramce spisywał się Jacek Gorczyca oraz stoperzy katowiczan. Bliski pokonania bramkarza gospodarzy był obrońca - jakże by inaczej - Krystian Lebioda, ale w dogodnej sytuacji źle uderzył piłkę głową i szansę diabli wzięli. Po stronie gospodarzy klarownych sytuacji brakowało. Przez cały mecz harował za dwóch Tomasz Prasnal, ale bez pomocy kolegów nie mógł za wiele zdziałać. Jak mówił trener Piekarczyk zawiedli rezerwowi, cała trójka nic nie wniosła do gry drużyny. Podobnie zresztą jak zmiennicy w Stali. MIŁOSZ BIENIASZEWSKI, Katowice "Dziennik Polski" 2007-08-20
Autor: wa