Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Ujawnić prawdę" przed sądem

Treść

W Rzeszowie toczy się proces cywilny o naruszenie dóbr osobistych, związany z głośną listą tajnych współpracowników ogłoszoną przez grupę "Ujawnić prawdę". Jeden z ludzi, którzy znaleźli się na tej liście - Tadeusz L. - skarży Andrzeja Filipczyka, wiceprzewodniczącego Zarządu Regionu Rzeszowskiego NSZZ "Solidarność". Wczoraj miała miejsce kolejna rozprawa. Do ugody nie doszło. Dopiero od kilku lat głośno nie tylko mówi się o byłych agentach, ale przede wszystkim ujawniane są ich nazwiska. Ustawa z 2001 roku pozwalała poszkodowanym na otrzymanie swoich "teczek", w których znajdowała się dokumentacja zbierana przez Służbę Bezpieczeństwa i tajnych współpracowników. W Rzeszowie postanowiono nie poprzestawać na samej tylko wiedzy. Kilkadziesiąt osób uznało, że byli współpracownicy UB nie zasługują na anonimowość. W ubiegłym roku grupa "Ujawnić prawdę" sporządziła - na podstawie dokumentów przekazanych przez 56 osób poszkodowanych w świetle ustawy - kilka list z nazwiskami. Wszystkie zamieszczono w Internecie. Ludzie, którzy zaangażowali się w sprawę ujawniania nazwisk byłych agentów, są zdania, że to ich patriotyczny obowiązek, ale nie zemsta po latach. - Naszym zdaniem osoby, które działały na szkodę państwa polskiego nie mają prawa do anonimowości, do bezkarności, do równych praw z osobami, które były przez nich prześladowane. Ludzie ci nie posiadają żadnego tytułu moralnego do zaszczytów i odznaczeń, a w szczególności funkcji państwowych, publicznych i biernego prawa wyborczego. Żadne prawo nie może usprawiedliwić zdrady Ojczyzny, zbrodni przeciwko własnemu narodowi. Nie kieruje nami zemsta, nie żądamy odwetu, obca jest nam nienawiść. Żądamy sprawiedliwości. Ujawniamy prawdę - podkreślał Andrzej Filipczyk. Lista, która wzbudziła tyle emocji, zawierała nazwiska 200 funkcjonariuszy SB oraz 152 tajnych współpracowników. Znaleźli się na niej ludzie, znani mieszkańcom Podkarpacia, ale nigdy niekojarzeni ze służbami bezpieczeństwa PRL. Na listach znalazło się także kilku sędziów i prokuratorów wyróżniających się gorliwością w prześladowaniu osób sprzeciwiających się systemowi władzy w PRL. Tylko jedna z osób, które znalazły się na liście, zdecydowała się wytoczyć sprawę cywilną o pomówienie - Tadeusz L. Mężczyzna twierdzi, że chociaż miał kontakty z SB, to nigdy z nią nie współpracował. Przyznaje jedynie, że pod przymusem musiał napisać notatkę z pogrzebu księdza Jerzego Popiełuszki. Jednak nazwiska, jakie w notatce tej się znalazły, były oficjalnie znane, bo wymienił je w oficjalnym przemówieniu kardynał Józef Glemp. Tadeusz L. zażądał od Andrzeja Filipczyka przeprosin, usunięcia swojego nazwiska z internetowej listy tajnych współpracowników i wpłacenia 50 tysięcy złotych na cele społeczne. Pozwany odmówił spełnienia tych żądań, chociaż zadeklarował, że do pojednanie może dojść, jeśli powód przeprosi wszystkie osoby, na które donosił do SB. Zdaniem Andrzeja Filipczyka są w dokumentach IPN dowody na to, że tak właśnie było. (EWAF) "Dziennik Polski" 2006-11-30

Autor: wa