Złoty odrabia straty
Treść
Za gwałtowne załamanie złotego w ubiegłym tygodniu winę ponosi  niefrasobliwe gospodarowanie finansami publicznymi przez rząd, które  rynkom finansowym przypomina kazus Grecji. Na szczęście NBP posiada dość  siły, aby stabilizować naszą walutę.
Po ubiegłotygodniowej  gwałtownej deprecjacji, gdy w ciągu trzech dni złoty stracił ponad 30  groszy do euro, nasza waluta powoli odrabia straty. Wczoraj na fixingu  cena euro w NBP wyniosła 3,999 zł. Przez kilka poprzednich dni złoty  okazał się walutą, która traciła najmocniej na tle innych, mimo  zapewnień rządu o mocnych fundamentach gospodarki i stabilności naszych  finansów. Lawinowy spadek notowań naszej waluty rozpoczął się w chwili  kulminacji kryzysu greckiego, gdy na ulicach Aten tłumy Greków  protestowały przeciwko oszczędnościowym cięciom spowodowanym zapaścią  finansów kraju i koniecznością sięgnięcia po pomoc międzynarodową z UE i  MFW. Nic więc dziwnego, że komentatorzy zadają sobie pytanie - czy to  przypadek, czy może Polska podąża śladem Grecji? 
Profesor Zyta  Gilowska, członek Rady Polityki Pieniężnej i minister finansów w rządzie  PiS, uważa, że ubiegłotygodniowa deprecjacja to tylko epizod, a nie  przejaw trwalszej tendencji. - Polska waluta jest, była i będzie celem  ataków spekulacyjnych, ale pamiętajmy, że nie jesteśmy krajem małym, a  złoty nie jest walutą słabą, a więc atakować nas nie jest łatwo -  podkreśla prof. Gilowska. 
Ubiegłotygodniowy spadek wartości złotego  to - jej zdaniem - jednorazowe tąpnięcie spowodowane próbą ataku  spekulacyjnego oraz niefortunną wypowiedzią szefa rządu. - W czwartek  premier dość nonszalancko odniósł się do perspektywy naszego  przystąpienia do strefy euro. Nie powinien w ten sposób się wypowiadać,  zwłaszcza że wielokrotnie twierdził inaczej, np. jesienią 2008 r.  podczas Forum Gospodarczego w Krynicy, gdy wprost zapowiedział, że w  2011 r. przyjmiemy wspólną walutę - wytknęła prof. Gilowska. Była  minister finansów uważa, że z punktu widzenia makroekonomii uzasadniony  jest trend aprecjacyjny. - Chodzi tylko o to, aby był to proces  stopniowy, naturalny, a nie efekt spekulacyjnych przypływów kapitału.  Takie stanowisko prezentuje NBP, który niedawno w komunikacie  poinformował o przeprowadzeniu próby zmniejszenia amplitudy  krótkookresowych wahań kursu naszej waluty [chodzi o interwencję NBP na  rynku walutowym - przyp. red.] - podkreśliła Gilowska, zapewniając, że  bank centralny jest przygotowany do ewentualnych działań niezbędnych do  stabilizowania trendu kursu polskiej waluty. - Problemy Grecji i innych  państw strefy euro nie mają bezpośredniego związku ze stabilnością  złotego ani z ryzykiem ataków spekulacyjnych, aczkolwiek trzeba  przyznać, że spowodowały dużo większą niż zwykle nerwowość na rynkach.  Na to jest tylko jedna rada - zachować zimną krew! Grecja to nie jest  nasz problem... - podkreśliła. 
Profesor Gilowska zwróciła uwagę, że  wielu obserwatorów specjalnie podgrzewa atmosferę. - Cel tych działań  jest jeden - zmusić NBP, żeby podpisał umowę z MFW o elastycznej linii  kredytowej na warunkach rządu - twierdzi prof. Gilowska Tymczasem bank  centralny nie potrzebuje postawienia do dyspozycji środków z MFW,  ponieważ ma dość własnych rezerw, a dodatkowo ma dostęp do bezpłatnej  linii kredytowej w EBC na 10 mld euro, podczas gdy wykorzystanie tylko  30 proc. środków MFW kosztowałoby NBP 1 mld złotych.
Małgorzata  Goss
Nasz                                        Dziennik            2010-05-11
Autor: jc
